Stellantis wstrzymuje produkcję w Tychach. Co z pracownikami?
Na razie Stellantis kategorycznie zaprzecza, jakoby planował likwidację zakładu w Tychach, ale eksperci mają obawy...
Koncern Stellantis wstrzymuje na dziewięć dni produkcję w zakładzie Tychach. Decyzja o czasowym wstrzymaniu produkcji nie dotyczy jednak wyłącznie Polski. Podobne kroki koncern podjął również w kilku innych europejskich zakładach. Oficjalnym powodem jest zrównoważenie produkcji i uporządkowanie zalegających na placach niesprzedanych samochodów. Nieoficjalnie mówi się jednak o głębszym kryzysie i rosnącej presji ze strony konkurencji.
Dlaczego Stellantis wstrzymuje produkcję w Tychach?
Stellantis wstrzymuje produkcję nie tylko w Tychach na dziewięć dni, po czym zakład wróci do normalnego trybu pracy. Jednak przyszłość zależy od tego, czy Stellantisowi uda się rozładować zapasy gotowych pojazdów i odbudować sprzedaż na europejskim rynku. Eksperci motoryzacyjni przewidują, że koncern może wykorzystać ten czas również do analizy opłacalności poszczególnych modeli i linii produkcyjnych. Jeśli wyniki sprzedaży nie poprawią się w najbliższych miesiącach, możliwe są kolejne korekty w harmonogramie produkcji.
Tyska fabryka od lat uchodzi za jedną z najbardziej wydajnych w Europie, a jej linie produkcyjne obsługują m.in. modele Fiat 500 i Jeep Avenger, jedne z kluczowych aut w strategii elektryfikacji koncernu. Ewentualne spowolnienie mogłoby więc mieć znaczący wpływ nie tylko na lokalną gospodarkę, ale i na przyszłość całego sektora motoryzacyjnego w Polsce. Tychy to bowiem jeden z filarów polskiego przemysłu samochodowego, a wszelkie zawirowania w tej fabryce odbijają się szerokim echem w regionie.
W tyskim zakładzie Stellantis pracuje około 2,6 tysiąca osób. Dla wielu z nich decyzja o wstrzymaniu produkcji oznacza nie tylko przymusową przerwę, ale i niepewność o przyszłość. Część załogi wykorzysta ten czas na szkolenia wewnętrzne, które mają przygotować pracowników do obsługi nowych technologii i modeli produkcyjnych. Jednak znaczna grupa trafi na przymusowe urlopy. Na razie Stellantis kategorycznie zaprzecza, jakoby planował likwidację zakładu w Tychach. Jednak eksperci branżowi podkreślają, że długotrwałe przestoje i ograniczanie produkcji mogą być pierwszym sygnałem do restrukturyzacji.
Jest to tymczasowe i elastyczne dostosowanie poziomu produkcji do zmieniających się warunków rynkowych w Europie, w ramach rocznego planu produkcyjnego i nie ma wpływu na zatrudnienie w zakładzie – podkreśla Agnieszka Brania, rzeczniczka prasowa fabryk Stellantis w Polsce w rozmowie z „Auto Świat”.
Czytaj też: Renault też szykuje zwolnienia! Zmierzch europejskiej motoryzacji?
Związki zawodowe nie ukrywają jednak obaw. Jak podkreśla Grzegorz Maślanka, przewodniczący „Solidarności” w tyskim zakładzie, negocjacje z pracodawcą nie należały do łatwych. Ostatecznie udało się wypracować kompromis – pierwsze trzy dni postoju pracownicy odpracują w późniejszym terminie, kolejne trzy dni zostaną potraktowane jako postojowe (z wynagrodzeniem na poziomie 80%), a ostatnie dwa dni – 30 i 31 października – będą dniami urlopu. Porozumienie zostało zawarte po tygodniu intensywnych rozmów i ma charakter tymczasowego kompromisu.
W naszej ocenie jest to optymalne rozwiązanie. Pracodawca proponował większą liczbę dni urlopu zbiorowego, ale nie chcieliśmy się na to zgodzić. Nie mogliśmy pozwolić na to, żeby pracownicy stracili więcej dni urlopu. Rozmowy nie były łatwe. Trwały cały tydzień, ale w końcu wypracowaliśmy kompromis – mówi Grzegorz Maślanka, przewodniczący „Solidarności” w fabryce Stellantis w Tychach.
Stellantis wstrzymuje produkcję też w innych fabrykach
Stellantis wstrzymuje produkcję nie tylko w Tychach. Planowane przerwy produkcyjne obejmują aż sześć europejskich zakładów koncernu. Najdłuższa pauza przypadnie na fabrykę we francuskim Poissy, gdzie linie produkcyjne zostaną zatrzymane na 62 dni. W Tychach sytuacja wydaje się mniej dramatyczna, ale nadal poważna – produkcja stanie na 9 dni. Oprócz tego przestoje obejmą fabryki w niemieckim Eisenach (5 dni), hiszpańskiej Saragossie (7 dni) i Madrycie (14 dni) oraz we włoskim Pomigliano (15 dni). Tak długie przerwy to dla całej grupy wyraźny sygnał, że sytuacja rynkowa wymusza radykalne kroki. Jednocześnie pokazuje, że problem nie dotyczy pojedynczego kraju, lecz ma charakter europejski.
Firma tłumaczy przestoje szerszym planem dostosowania produkcji do realnego popytu. W praktyce oznacza to, że magazyny i place fabryczne w wielu krajach są dziś przepełnione gotowymi pojazdami, które czekają na nabywców. To efekt słabszego popytu i spowolnienia gospodarczego w Europie. Koncern zapewnia, że decyzja ma charakter tymczasowy, jednak analitycy wskazują, że może być ona symptomem szerszych problemów. Stellantis od początku roku zmaga się z poważnym spadkiem sprzedaży – aż o 8,1 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim, podczas gdy jego główni rywale, tacy jak Renault i Volkswagen, notują wzrosty.
Czytaj też: W Polsce założenie firmy jest najprostsze w Europie. Tak twierdzą Polacy
Dodatkowym ciosem dla wizerunku i wyników finansowych okazały się problemy techniczne. Wadliwe silniki 1.2 PureTech i konieczność wycofania aut z wadliwymi poduszkami powietrznymi Takata obniżyły zaufanie klientów. Nałożyła się na to rosnąca konkurencja w segmencie aut elektrycznych, gdzie Stellantis wciąż stara się nadgonić liderów rynku. Choć koncern zapewnia, że nie planuje zwolnień, to każde ograniczenie produkcji wpływa na dochody pracowników oraz stabilność lokalnej gospodarki.





