DrogowyTransport

Elektryki w Polsce coraz popularniejsze, ale i tak jesteśmy w tyle 

Po polskich drogach jeździ ponad 50 tysięcy samochodów w całości korzystających z napędu elektrycznego

Elektryki w Polsce zyskują na popularności. Jednakże pomimo rosnącej liczby nowych rejestracji Polska wciąż odbiega nawet od tzw. nowych państw UE, jak np. Rumunia, które mają bardziej proaktywne polityki w zakresie rozwoju elektromobilności. Problemem jest nie tylko brak zachęt podatkowych i wciąż wysokie ceny elektryków, ale również niedostatecznie rozwinięta infrastruktura ładowania.

Elektryki w Polsce stają się popularne

Z danych przedstawionych przez Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych oraz Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego wynika, że na koniec września bieżącego roku na terenie Polski zarejestrowano prawie 45,2 tysiące w pełni elektrycznych samochodów osobowych (BEV, skrót od „battery electric vehicles”). Co więcej, liczba pojazdów dostawczych i ciężarowych z napędem elektrycznym osiągnęła nieco ponad 5,2 tysiąca. Elektryki w Polsce cieszą się coraz większą popularnością i sumarycznie, w naszym kraju obecnie można spotkać niemal 50,4 tysiące samochodów, które w całości korzystają z napędu elektrycznego.

Warto zaznaczyć, że tylko w trzech pierwszych kwartałach obecnego roku liczba pojazdów w pełni elektrycznych wzrosła o 16,97 tysiąca egzemplarzy, co stanowi wzrost o 57 procent w porównaniu do analogicznego okresu w 2022 roku. Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych zwraca uwagę, że od kilku miesięcy obserwuje się podobny, stabilny wzrost liczby nowych elektrycznych pojazdów na poziomie 60–70 procent rok do roku. Mimo to, jeśli chodzi o ilość i popularność elektrycznych samochodów, Polska nadal pozostaje w tyle w porównaniu do bardziej zaawansowanych rynków zachodnioeuropejskich.

Pomiędzy krajami UE jest bardzo duże zróżnicowanie. Najbardziej zaawansowane są państwa Europy Północnej i Północno-Zachodniej, takie jak Holandia, Belgia, Niemcy i kraje nordyckie, gdzie udział samochodów elektrycznych w nowych rejestracjach waha się między 20 a 40 proc. Natomiast Polska jest w tym momencie na czwartym czy piątym miejscu od końca w UE, razem z takimi państwami jak Słowacja, Czechy czy Chorwacja i u nas to jest ok. 3 proc. nowych samochodów na rynku – mówi agencji Newseria Biznes Rafał Bajczuk, analityk w zakresie polityki energetyczno-klimatycznej w Instytucie Reform.

Elektryki w Polsce coraz popularniejsze, ale i tak jesteśmy w tyle 
Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego

Polska podąża śladem krajów zachodnich jednak nieco wolniej

Według statystyk ACEA (Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Pojazdów) w sierpniu bieżącego roku, około jednego na pięć nowych samochodów sprzedawanych w Unii Europejskiej był w pełni zasilany elektrycznie. W ciągu pierwszych ośmiu miesięcy tego roku, na rynku unijnym sprzedano niemal milion elektrycznych pojazdów. ACEA raportuje, że we wrześniu obecnie roku pojazdy elektryczne zdobyły 14,8-procentowy udział w rynku samochodowym w Europie, zajmując trzecie miejsce pod względem popularności wśród klientów poszukujących nowych samochodów (za samochodami benzynowymi i hybrydowymi, ale przed pojazdami z silnikami Diesla).

Najbardziej zaawansowanym państwem w Europejskim Obszarze Gospodarczym jest jednak Norwegia, gdzie aż 90 proc. nowych samochodów, które wchodzą na rynek, to są pojazdy bateryjne. Norwegowie planują w 2025 roku całkowicie zakończyć sprzedaż nowych samochodów spalinowych w ich kraju, a w 2040 roku wszystkie samochody, które poruszają się po drogach norweskich, będą elektryczne – mówi ekspert.

Pod względem ilości zarejestrowanych nowych pojazdów, Polska pozostaje w opóźnieniu nie tylko w stosunku do Norwegii i Niemiec, ale także w porównaniu do innych państw Unii Europejskiej, które prowadzą bardziej aktywną politykę wspierającą rozwój elektromobilności.

Czytaj też: Danfoss też stawia na elektryki. Firma odebrała pierwsze trzy

Dla przykładu państwa bałtyckie czy Rumunia są o wiele bardziej zaawansowane niż my pod względem rozwoju tego rynku – wskazuje analityk Instytutu Reform. – Wynika to m.in. z faktu, że w Polsce zakup i użytkowanie nowych samochodów spalinowych wciąż jest tani, związane z tym podatki są bardzo niskie w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej. Jeśli nowy rząd chciałby odwrócić ten trend i spowodować, żeby nabywcy zaczęli kupować elektryki, to musi wprowadzić instrumenty podatkowe. Trzeba by obniżyć opodatkowanie nowych samochodów elektrycznych, a z drugiej strony niestety podwyższyć opodatkowanie samochodów spalinowych.

Czy samochody elektryczne rzeczywiście są drogie?

Z wyników opublikowanego pod koniec ubiegłego roku raportu „Barometr Nowej Mobilności” wynika, że obecnie aż 42,4 procent polskich kierowców wykazuje zainteresowanie i realnie rozważa zakup pojazdu z napędem elektrycznym w ciągu najbliższych trzech lat. Warto zaznaczyć, że w pierwszej edycji badania przeprowadzonej w 2017 roku, tylko 12 procent respondentów wyraziło podobne zainteresowanie. Niemniej jednak głównym czynnikiem obaw pozostających potencjalnych nabywców pojazdów elektrycznych jest ich wysoka cena.

Samochody elektryczne uchodzą za drogie, a producenci oferują w tej chwili stosunkowo małą gamę modeli. Są to przede wszystkim samochody segmentu premium albo SUV-y czy limuzyny, więc one siłą rzeczy są droższe. Rzeczywiście na rynku europejskim brakuje w tej chwili kompaktowych, małych samochodów elektrycznych w cenie ok. 100–120 tys. zł za nowy model. A przypomnę, że w tym momencie cena nowego samochodu osobowego w Polsce to przeciętnie ponad 180 tys. zł. Z czasem na rynku będąsię też jednak pojawiać te tanie, bardziej ekonomiczne i dostępne modele samochodów elektrycznych. To nastąpi w ciągu kolejnych około pięciu lat, ponieważ w tym okresie rozliczeniowym prawo europejskie narzuca producentom widełki, aby o 25–30 proc. zwiększyć udział samochodów elektrycznych w sprzedaży. I wtedy na rynku zaczną się pojawiać tańsze pojazdy, tak więc musimy na to poczekać – podkreśla Rafał Bajczuk.

Czytaj też: Chińskie samochody elektryczne podbijają Europę. KE oskarża Chiny o zaniżanie cen

Obecnie na polskim rynku dostępnych jest łącznie 108 różnych modeli samochodów w pełni elektrycznych, z czego 83 to pojazdy osobowe, a 25 to modele dostawcze. Co istotne, oferta elektrycznych pojazdów na polskim rynku rozrosła się o ponad 1/3 tylko w ciągu ostatniego roku. Jednak zakres cenowy jest bardzo szeroki, zaczynając od Dacia Spring, która jest najtańszym modelem w pełni elektrycznym dostępnym w Polsce i kosztuje mniej niż 97,5 tysiąca złotych (bez uwzględnienia korzyści z programu Mój Elektryk). Z drugiej strony, Porsche Taycan Turbo S Cross Turismo jest jednym z najdroższych modeli, z cenami rozpoczynającymi się od ponad 823 tysięcy złotych.

Głównym podmiotem, który kupuje pojazdy elektryczne, są w Polsce firmy zarządzające całymi flotami. To na nie przypada ok. 90 proc. samochodów pojawiających się na rynku. Firmy patrzą nie tylko na koszt zakupu samochodu, ale i na całkowity koszt jego użytkowania. Najczęściej biorą go w leasing albo wynajem i interesuje je przede wszystkim wysokość raty, którą będą spłacać przez najbliższe lata. A całkowity koszt użytkowania elektryka jest niższy niż samochodu spalinowego i to jest dla firm opłacalne – dodaje Jan Ruszkowski, koordynator Rady ds. Czystego Powietrza w Konfederacji Lewiatan.

Brak infrastruktury ładowania znaczącym problemem

Ekspert Konfederacji Lewiatan zauważa też, że za kilka lat firmowe elektryki zaczną trafiać na wtórny rynek używanych samochodów, dzięki czemu staną się bardziej przystępne cenowo dla przeciętnego Kowalskiego.

To jest rosnąca flota, która w perspektywie kilku lat stanie się flotą samochodów używanych. To będzie całkowicie nowa kategoria samochodów, która pojawi się na rynku. To będą samochody zdecydowanie tańsze, które będą miały baterie o parametrach już nie tak doskonałych i być może trzeba będzie je odnowić albo wymienić, ale to będzie nowy segment samochodów, który stanie się bardziej dostępny również dla osób fizycznych – zapewnia Jan Ruszkowski.

Jednym z głównych przeszkód hamujących rozwijającą się elektromobilność w Polsce jest nadal brak wystarczającej infrastruktury do ładowania pojazdów elektrycznych. Według danych dostarczonych przez PSPA i PZPM, na koniec września bieżącego roku w Polsce istniało 3068 ogólnodostępnych stacji ładowania pojazdów elektrycznych, co stanowiło łącznie 6159 punktów ładowania. Spośród tych stacji, jedna trzecia to szybkie stacje ładowania prądem stałym, podczas gdy pozostałe 67 procent to wolne ładowarki prądu przemiennego o mocy mniejszej lub równej 22 kW. Warto porównać to z sytuacją w Niemczech, gdzie dostępne są dziesiątki tysięcy takich stacji ładowania, co podkreśla ogromną dysproporcję między oboma rynkami.

W Polsce jesteśmy w tym momencie na samym początku drogi do elektryfikacji naszego sektora transportu. Wydaje się, że największym wyzwaniem będzie właśnie budowa sieci i infrastruktury ładowania samochodów elektrycznych. Potrzebujemy zarówno wolnych ładowarek, co jest problemem przede wszystkim w starym budownictwie i dla kierowców, którzy nie mają dostępu do własnych miejsc garażowych, jak i szybkich ładowarek potrzebnych przy podróżach na długie dystanse, ale też np. dla samochodów ciężarowych i dostawczych, które również będą w nadchodzących latach elektryfikowane – wyjaśnia Rafał Bajczuk.

FedEx rozbudowuje brytyjską flotę o elektryczne dostawczaki

Znajdziesz nas w Google News

Polecane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button